KUBUŚ PUCHATEK INACZEJ
Niecenzuralne przygody Kubusia Puchatka
CZĘŚĆ PIĄTA: THE FINAL CONFLICT
Było
piękne sierpniowe południe... Słońce prażyło, żar lał się z nieba i w
ogóle było kurewsko gorąco. Królik, Prosiaczek i Puchatek leżeli na zboczu
piwnej górki i raczyli się kolejnymi lampkami wina "Heracles - Classic Płoński
Aperitiff".
- To ja już nie wiem... Zaczął rozmowę Prosiaczek. Czy jestem taki łoś czy
po prostu jestem przewrażliwiony, ale gdy padał deszcz to było mi źle, ale
to co teraz się dzieje przebija moje najmroczniejsze koszmary. Jest taki upał,
że mimo iż wypiłem tylko 2 żury już jestem najebany w trzy dupy i wszędzie
widzę Tygryska.
- To dziwne, ale ja też go wszędzie widzę... Stwierdził Puchatek. Jest tu...
teraz tam.. .teraz tu... O nawet macha do nas...
- No i co się tak gapicie parówy??? Ruszcie te tłuste, sflaczałe dupska i
chodźcie tu! Tygrysek wprost tryskał energią... Muszę do nich iść bo się
sami nie ruszą...
- Co za wspaniały dzień! Przywitał się Tygrysek... Słoneczko świeci.. jest
tak gorąco... gorąco... gorąco... i.... posuńcie się bo jak się czegoś
nie napiję to się ugotuję... Tygrysek opadł bezwładnie na ziemię. Byłem
dzisiaj na Centralnym i kupiłem nową porcję Speed'a. Co prawda kupiłem tylko
grama ale poszedł na jeden raz i takiego kopa dostałem, że brykam od 4
rano... Serce przestało mi bić jakieś 5 godzin temu... Prosiaczek dawaj ten
żur, boś się przyssał jak do krowiego cycka... Tygrysek leniwie pociągną
parę łyków i powiedział: Myślę drodzy bracia i siostry że należy zarobić
parę groszy na jakieś lepsze trunki... pijemy tylko wino z podwójną siareczką
a przecież jest tyle wspaniałych napojów... ode kolon... woda brzozowa....
ale to wszystko kosztuje... Proponuję wsiąść się do jakieś pracy...
- Jak tak bardzo chcesz coś wsiąść, to możesz mi wsiąść do buzi, bo ja
nie mam zamiaru nic dzisiaj robić.. Wysapał leniwie Puchatek.
- Ja tylko chciałem wam pomóc zarobić parę groszy a wy... zaczął łkać
Tygrysek
- Czy wreszcie zamkniesz ten swój prążkowany ryj? Królik był bardzo bezpośredni.
Ile można tak gadać...? Nie dość że przylazł i spija wino to jeszcze gada
jakieś bzdury... Wtem nadszedł wolnym krokiem Kłapouchy.
- Słyszeliście? - zaczął - łowcy pip powrócili...
- A co??? Krzyś "Szadi" Cioterski im nawiał... Zapytał leniwie
Puchatek. W tym momencie Prosiaczek napięcie przeszedł z pozycji poziomej w
poziomo-pionową czyli po prostu usiadł.
- Krzyś nawiał?? Heheh... no to już jest martwy.... Prosiaczkowi oczy zaszły
krwią...
- Nieee tam.. chyba nie, bo są z DonVasylem(TM)... Z resztą już tu idą.. Kłapouchy
wskazał łapą na powoli zbliżającą się brygadę ubraną w czarne skóry.
- Ahoooy łowcy! - krzykną w ich stronę Puchatek.
- A - co? Zainteresował się Prosiaczek.
- Ten jak coś przypierdoli... Nie jesteśmy kurwa na morzu... Królik z minuty
na minutę stawał się coraz bardziej zły. Zły był na siebie, bo pozwolił
wysadzić maszynę do deszczu - przez co teraz musi siedzieć w słońcu gdzie
temperatura wynosi 52 stopnie Celc. Zły był na Tygryska, bo zamiast przynieść
coś zimnego do picia to kupił speed i sam się nawalił.. Zły był na Pana
Sowę bo źle sklecił DaBomb przez co zamiast lokalnego wybuchu był taki wyjeb
że fala uderzeniowa rozjebała mu domek. I zły był na Puchatka bo tamten z
chitraśnym uśmiechem na ustach wsadzał mu patyk w dupę..
- Puchatek! Kurwa jak nie przestaniesz, to jak ci ten patyk wsadzę...
- Nooo gdzie??? Zapytał z jeszcze większym uśmiechem Puchatek.
- Oj zamknijcie się w reszcie... Jękną głucho Kłapouchy... Nadeszli łowcy.
- Dasz bór. Powiedział pierwszy z nich. Oto ten co go nie było... Ot mistrz
nasz... ciało zgniło.. Ożywion ten co był umarły.....
- I wielkim był fanem stosunków analnych... hihihi.. dokończył Puchatek.
- Jak śmiesz! Krzyknął trzeci z nich.
- Mistrzu. Jak wiesz twa filozofia gazów wypełniająca nasze wnętrza
doskonale lewituje i dysocjuje z naszą marną egzystencją. Ucz nasz a kosmos
wszelaki wypełni nasze umysły... Twe wiekopomne słowa na zawsze wypełnią
treścią księgi pradawne i nawet mnich sędziwy, który żyw już lat 120 na
świecie tym nie zdzierży klątw płynących z błogosławionych ust twoich...
Błogosławieni niech będą ci co bluźnierstw twych łakną jako strawy
duchowej... - zaślinił się szósty z nich.
- Łał! Zawieśniaczył sobie Puchatek.
- Chcecie po ciasteczku... Zapytał giermek
- Daj... I nasi bohaterowie zjedli całe 3 kilo ciasteczek łowcom.
- Dzie Krzyś - zapytał Prosiaczek.
- A co ja jego niania jestem? - odpowiedział czwarty z nich.
- No mieliście zeżreć jego serce.. to znaczy DonVasyl(tm) miał.. Zauważył
Królik.
- To nie było konieczne. Gdy wracaliśmy z Krzysiem coś dupneło i fala
uderzeniowa wyjebała nas prosto do domu miejscowego szamana.... - rzekł drugi
z nich.
- Tu przecież nie ma szamana... - Puchatek nie krył rozdrażnienia.
- Jest.. Cały w piórach. Nazywa się ObiWan - Sovanobi. - odparł siódmy z
nich.
- Obi-co? Zapytał nie pewnie Tygrysek.
- To po prostu Pan Sowa tylko któryś podczas upadku przyjebał mu w głowę..
A Sowa pewnie oglądał Starne Warsy i mu odjebało. - rzekł spokojnie Królik.
- Ten pacan zawsze miał manie wielkości... Szkoda ze mu mocniej nie przyjebali
to by może został Jodą albo....albo... - zaciął się Tygrysek
- Księżniczką Lewą - Ograną? Zapytał Prosiaczek.
- Nie... lepiej tym takim grubym, oślizgłym.. no tym... a... Pizza The Hutt -
rzekł oblizując się Puchatek.
- Czy wy się kurwa zamkniecie - zapytał ponuro DonVasyl.
- Nie tym tonem...- ostrzegł stanowczo Prosiaczek.
- Co nie tym tonem? Zapytał pierwszy z nich.
- Siarap! Wrzasnął Tygrysek. I co wam obi powiedział?
- No więc kazał przyprowadzić DonVasyla(tm) do siebie.. Gdy już DonVasyl(tm)
był u niego ObiWan odtańczył jakiś magiczny taniec ze słowami "...jak
mi ta ostatnia butelka się rozjebie to dziś nic już nie wypije... jebana skórka
od banana.." po czym wyjebał się na DonVasyla uderzając go swą magiczną
butelka w głowę wypowiadając przy tym zaklęcie "Kurwa mać, wiedziałem
że się wyjebie!"...Po tej kuracji DonVasyl(tm) był już zdrów jak
ryba.. Opowiedział giermek.
- Panowie macie przy sobie gotówkę...? - zapytał bezpośrednio Tygrysek który
poczuł właśnie nadciągającego kaca i wielką ochotę na klina.
- AA cooo? Zdziwił się giermek.
- A bo wyjmijcie ją... - rzekł spokojnie Puchatek
- A to czemu - zapytał piąty z nich.
- A bo Prosiaczek wsadza DonVasylowi shotguna do gardła i zaraz mu odstrzeli
ryj. - odparł spokojnie Puchatek.
- Czy to prawda mój mistrzu ? - zapytał spokojnie giermek.
- Nie, furwa fo żartf.. - zaślinił się spokojnie DonVasyl.
- No dość tego gadania... Wyskakujcie z łachów! - rzekł Puchatek
- Puchatku nie zachowuj się jak burak... - poprosił Prosiaczek.
- Przepraszam... zawstydził się Puchatek.
- No oddawać miechy! A ty co tam chowasz ? - zapytał Tygrysek dziewiątego z
nich który właśnie próbował coś sobie wepchnąć w odbyt.
- A too?? To są czopki.. mam niestrawność... Zająkną się tamten.
- Od kiedy to czopki ładuje się po pół kilo i w dodatku w opakowaniu
zwrotnym? Tygrysek nie ustępował. Dawaj to... AA feee.. mogłeś to chociaż
wytrzeć...
- Przepraszam... zawstydził się ponownie Puchatek.
- Nie do ciebie mówię... No więc co to jest? Zapytał ponownie Tygrysek..
- No więc ten szaman zażyczył sobie w zamian za wyleczenie DonVasyla takie
zioło.. nazywa się opium.... odparł trzeci z nich.
- Ooopijumm...hę? Zawył zachrypłym głosem Tygrysek.
- Dizajer or łyl ? zapytał z wieśniackim akcentem Puchatek.
- Ten sam.. odpowiedział Tygrysek. A mógł byś mi podać tą bańkę z
rurkami do palenia?
- A skąd wiesz że ją mam? Zapytał giermek
- Bo nosisz ja na plecach idioto. - krzykną mocno poirytowany zaistniałą
sytuacją Kłapouchy.
- No dobra masz... odparł tamten.
- No a teraz wyskakiwać z gatek! Puchatek nie krył podjary perspektywą
wypalenia czegoś co znał tylko z piosenki Moonspella.
- A teraz spierdalać do lasu. Prosiaczek wskazał gunem kierunek łowcom. Na
odchodnym przywalił jeszcze DonVasylowi(tm) kolbą w krocze.
- Jiiiii? Zapiszczał DonVasyl(tm)
- Kurwa! Przeklął giermek. I znowu to samo.. teraz ten kretyn będzie znów
chodził przez pół roku zastanawiając się czy być kobietą czy nie... Już
ja wam dam buce!
- Tak my wam jeszcze pokażemy - rzucił piąty z nich poczym obydwaj udali się
w stronę lasu.
- Już was nie ma nudyści! Roześmiał się Tygrysek.
- Dobra. Prosiaczek daj bidon z wodą i nabijamy bągosa. Tygrysek nie krył
podenerwowania.. Po chwili faja wodna była już gotowa.
- No to palimy...ech...ach...och.... Tygrysek dziwnie zaczął zmieniać kolory
na twarzy...
- Tygrysku co ci jest...Zaniepokoił się Prosiaczek... Przecież jeszcze nic
nie zapaliłeś...
- Nie wiem Prosiaczku.. Odparł Tygrysek... Poczułem wielkie tchnienie mocy...
Coś jak by miliony gardeł zawyły nagle i w tym samym momencie nagle ucichły...
- Że niby co??? Kłapouchy sprawiał wrażenie zdezorientowanego...podobnie
reszta naszych bohaterów.
- Stójcie! Rozległ się nagle okrzyk.. Nasi bohaterowie się rozejrzeli i
zobaczyli Pana Sowę powoli idącego od strony lasu.. Pan Sowa sapał jak
podniecony 60latek i trzymał w ręku jakąś świecącą rurę. Tygrysek wstał,
podniósł z ziemi jakiś badyl i ruszył na spotkanie z Panem Sową.
- Łi mit agien.... wysapał sowa do Tygryska.. Koło się zamyka... Zostawiliście
mnie słabym...Nał ajem de master..... Jestem Manekin Skajłoker zwany
potocznie Viaderem.
- A ja jestem ObiWan Tygryskobi... mrugnął w kierunku Puchatka Tygrysek. Ju ar
only de master of iwjel...
- Dość! RZETEM... to znaczy Angard...to znaczy ...broń się.. Pan Sowa zadał
pierwszy cios.. Tygrysek uchylił się i skontrował Sowę w głowę [:)]
obcinając mu nażelowaną czuprynę..
- AAARRGH! Zawył Viader ...Ju dont noł de pała...of de dark sajd of moc...
wysapał...
- Nie wygrasz Viader... - rzekł dzielnie Tygrysek - jeśli mnie zabijesz stanę
się ...stanę się...martwy... O siet! Przeraził się Tygrysek.. w tym
momencie pan Sowa zadał cięcie podłużne przez krocze rozcinając Tygryska na
pół.
- NIEEE! Wydarł się Prosiaczek... Wydobył swoje małe podręczne buzi i jął
strzelać krótkimi seriami w kierunku Pana Sowy.
- Prosiaczku musimy uciekać... - krzyknął Puchatek.
- Czemu??? On jest sam... a nas jest więcej... Rozjebiemy go! Prosiaczek był
bliski płaczu.
- Nie jesteś jeszcze gotowy... musisz się jeszcze wiele nauczyć... rzekł
spokojnie Kłapouch... Nie mogłeś nic zrobić... Może śmierć Tygryska
uratowała nam życie...
W tym samym czasie Pan Sowa wzbił się w powietrze i odleciał w kierunku
swojego domku...
- Musimy zaatakować go w domku i wysadzić go... Zarządził Prosiaczek
- Ale domek chroniony jest przez pole... Jeśli go nie zaoramy - nici z
wyprawy... Zauważył Puchatek...
- Na miedzy stoi traktor... Nim zaoracie pole ja dostane się do domku i tam
pokonam Sowę. Prosiaczek nie krył chęci zemsty...
- Oki. Idziemy. Po parunastu minutach cała brygada był już przed polem dzielącym
ich od domu pana Sowy. Prosiaczek wszedł na drzewo i paroma szybkimi skokami
dotarł do drzwi. otworzył i wszedł. Już za progiem usłyszał
charakterystyczne sapanie Sowy...
- Sowa... wychodź... Pomszczę śmierć Tygryska... Ryknął jak tylko umiał
najgroźniej Prosiaczek... Wtem Sowa zaatakował od tyłu. Prosiaczek odskoczył,
wykonał w powietrzu parę obrotów i wylądował metr przed panem Sową...
- ObiŁan ticz ju łel.. zagadną z wieśniackim akcentem pan Sowa.. Bat wkrótce
przejdziesz na ciemną stronę mocy... i będziesz jej służył...
- Nigdy... pokonam cię i pomszczę Tygryska... Prosiaczek zamachnął się lecz
naglę ciszę przerwał spokojny ale jakże demoniczny śmiech...
- ...he...he...he... I ty myślisz że ci się uda nas pokonać...? he... he...
he... wyczuwam twój gniew... to tak jak już byś był z nami....he..he..he...
- Nigdy! Pokonam Sowę i ciebie... kimkolwiek jesteś...
- Myślisz, że pomoże ci ta garstka patałachów...??? co?... zbladłeś?...
podejdź do okna... zobacz w jakże zdradziecką pułapkę ich wpędziłeś...
Prosiaczek ostrożnie podszedł do okna... jego oczom ukazał się straszny
widok. Oto jego przyjaciele męczyli się resztkami sił walcząc z łowcami
pip.
-Wyczuwam twój niepokój i strach... podejdź... spójrz mi w oczy...
Prosiaczek odwrócił się i mało się nie wyjebał z przerażenia...
- Krzyś?????? A co ty tu robisz... czy nie powinieneś być teraz z mamusią w
pedalskim domku???
- Z jaką mamusią???? Zabiliście ją w tedy u księdza proboszcza na
plebani... a jak ci się podoba moja twarz? Ten wasz mały wybuch i jego fala
uderzeniowa poparzyła mi 90% skóry na całym ciele... Nic mnie teraz nie może
powstrzymać przed zagładą świata... khe... khe... khe... i jeszcze się gruźlicy
nabawiłem...
- Nigdy - rzekł Prosiaczek odrzucając badyl - Prędzej zginę niźli dam się
przekabacić na twoją stronę...
- Wery łel... Panie Piła-łańcuchowy... proszę dopilnować aby Prosiaczek
zginą w męczarniach... Wywieźcie go nad morze wydymane... tam doświadczy
wspaniałej śmierci trawiony przez miliony lat przez wielkiego czubakę... Co
ty tam pierdolisz pod nosem Viader???
- E sister... end ju gat e sister... ObiŁan zrobił dobrze... ukrywając ją
przede mną. Ale twoje myśli ją zdradziły... Jeżeli ty nie chcesz przejść
na naszą stronę to może ona będzie chciała... Rzekł spokojnie pan Sowa..
- NIE! Wrzasnął Prosiaczek. Chwycił jakąś rurę i jął okładać pana Sowę
gdzie popadnie... Pan Sowa przez chwilę stawiał opór ale uległ i zalał się
krwią... Mało brakowało a Prosiaczek zatłukł by pana Sowę, gdyby nie został
uniesiony do góry przez Krzysia...
- Co mały cfaniaku... myślisz że jesteś taki chop-do-przodu co? Ty mały
gnoju... a masz... Krzyś przypierdolił głową Prosiaczka o blat stołu...
Prosiaczek zalał się krwią... I co? jak ci się to podoba bekoniku??? A
masz... A masz...
Tymczasem na zewnątrz domku nasza dzielna brygada cudem pokonała Łowców pip
skończyła właśnie orać pole.
- Kłapouchy! - wrzasnął Puchatek - podkładaj ładunki i wiejemy. Tymczasem w
domku Krzyś kończył rozpierdalać łeb Prosiaczkowi... I kto tu jest teraz
masterem??? Ty mały różowy padalcu... ty bucu... ty stonogo gówniarko... ty
synu szklarza... ty... Nie dokończył jednak gdyż potężna eksplozja rozniosła
domek pana Sowy... Po chwili Puchatek, Kłapouchy i Królik spotkali się na
Piwnej Górce..
- Ale jebło... Stwierdził z dumą Puchatek...
- Szkoda tylko że nie poczekaliśmy aż Prosiaczek wyjdzie z domku... Królik
nie krył niezadowolenia.
- A na co było czekać? A skąd mogliśmy wiedzieć kto kogo pokona. Puchatek
starał się jakoś wytłumacyć...
- Nooo w suumie... ee...e...ee.. i wszyscy osunęli się ze zmęczenia na ziemię...
Po paru godzinach Puchatek zaczął dochodzić do siebie...
- EEEch...ale mnie łeb...CO???? Tygrysek?? Prosiaczek??? Co wy tu robicie???
- Niee wiem... Ale mnie krocze napierdala... Jak by mi ktoś gas-rurką przyjebał...
Tygrysek jęczał trzymając się za człona...
- O jej... nic nie pamiętam... ooo krew mi leci z ryjka... Prosiaczek wyglądał
jak by mu pociąg osobowy przejechał przez głowę.
- Już wiem co to było! Oznajmił triumfalnie Puchatek.. To te jebane ciastka.
To były ciastka z LSD... czytałem o tym w prasie... One powodują
halucynacje...oooj... mój łeb..
- To ci jebani łowcy... jak ich dorwę to pozabijam... Prosiaczek zaczął się
pienić... Wiecie co? Myślę ze powinniśmy się napić wina...
- To pomysł jest dobry... wystękał Kłapouchy prubując przyczepić sobie
ogon... Chodźmy do Baby Jagi (tm)...
KONIEC CZĘŚCI PIĄTEJ
Kolejne części niecenzuralnych przygód Kubusia Puchatka już wkrótce